wtorek, 2 grudnia 2014

Liebster kontratakuje

I stało się, zostałam ponownie wyzwana do Liebster Award, tym razem jakoś bardziej osobistego niż zeszłoroczny. Za nominację dziękuję Anth, nawet nie wiedziałam, że czyta guziki <blush>

1. Masz możliwość rzucić swoje dotychczasowe życie na rok i wyjechać gdziekolwiek zechcesz. Jakie miejsce wybierasz?
Szkocja, Kanada albo Holandia. W Holandii chyba najcieplej, ale poza oglądaniem Van Gogha nie ma wielu rzeczy, które chciałabym tam robić, więc to raczej wizyta na tydzień. A w Szkocji pada. Więc wybrałabym chyba syrop klonowy i hokej :D

2. Jakiej muzycznej fascynacji z przeszłości wstydzisz się najbardziej?
To byłaby chyba Abba, z braku bardziej żenujących (pomijając kilkudniowe fazy na "Kolor wiatru" śpiewany przez Górniak i "Uprising" Sabatonu, gosh). Ogólnie to moje życie było bardzo biedne muzycznie jakoś tak do 15? 16 roku? bo składało się najpierw z Turnaua, a potem poszerzyło się o Radiohead i tenże szwedzki pop. Na pierwszej empetrójce miałam praktycznie wyłącznie Radiogłowych i Abbę. I trochę Farny. Nie, nie wiem, jak ja stworzyłam to połączenie.
...wyszło całkiem sporo wstydliwych.

3. Przeżyłaś już koncert życia? Cóż to był za wykonawca (jeśli był) lub będzie (jeśli jeszcze nie był)?
Iron Maiden. W Gdańsku. Whoaaa.
Oprócz samego koncertu, który był oczywiście powalający (tacy starzy, a tak wymiatali), niezapomniany był także dojazd: w połowie drogi do areny wysiadł nam tramwaj, więc spiknęliśmy się z Ponderem z czwórką innych nastolatków w koszulkach Ironów i razem kombinowaliśmy. Przeszliśmy kawałek na piechotę, potem podwiózł nas tramwaj skręcający w złą stronę, więc się cofnęliśmy, jakieś stare grube brudy wskazały nam drogę, po dłuższej chwili marszu dotarliśmy do przystanku autobusowego, kiedy to zdałam sobie sprawę, że - będąc jedyną miejscową - nie mam pojęcia, gdzie jestem i jak stąd trafić, a koncert zaczyna się niedługo... i wtedy rozpętała się burza.
Ale i tak najlepszy był sześcioletni chłopiec, który spojrzał na naszą szóstkę stojącą pod wiatą przystankową i spytał niewinnie "czy wy jedziecie na jakiś zjazd fanów...?"

4. Najbardziej pożądana cecha u przyjaciela to…?
Przypuszczam, że jakaś cecha odróżniająca go od reszty przyjaciół. Nie ma jednoznacznego opisu na wszystkich bliskich mi ludzi i to właśnie w nich lubię (oprócz normalnych nudnych rzeczy, jak wspólne zainteresowania, szczerość, lojalność i takie tam bzdury)

5. Ulubione guilty pleasure?
Trudne pytanie, zazwyczaj daję radę sobie wytłumaczyć, dlaczego to, co akurat robię, nie jest guilty. Ale zdarza mi się radośnie i świadomie nie odróżniać filmów/książek artystycznych od pseudoartystycznych i czerpać przyjemność z kliszowych i pretensjonalnych produkcji.

6. Książka, której przeczytania żałujesz?
Kod da Vinci. Stwierdziłam kiedyś, że warto by sprawdzić, ile jest wart ten cały Brown, który tak dobrze się sprzedaje (a to było dawno) i pożyczyłam od koleżanki obie najsłynniejsze jego powieści. O ile Anioły i demony, przeczytane jako pierwsze, całkiem mi się podobały mimo ich bezsensowności, to lektura zaraz po nich Kodu walnęła mnie w ryj realizacją, jak bardzo produktowe i podobne do siebie są książki tego pana.

7. Za co cenisz się najbardziej?
Nie potrafię wskazać takiej cechy charakteru, bo mi się zmienia, ale mam osiągnięcie życiowe:
w ciągu 18 lat w moim życiu pojawiło się sporo (kilka) osób, dla których byłam (w jakimś okresie) chyba ważna (trochę) i żadnej z tych osób (poważnie ani trwale) nie skrzywdziłam. Tak myślę.

8. Poleć mi trzy dobre książki. Albo filmy. Albo jedno i drugie.
Nie no, przecież wszyscy wiedzą, że to zakazane pytanie ;_; Robiłam już nie jedno wyzwanie książkowe, a z ładnymi filmami planuję post, więc opiszę rzeczy obejrzane/przeczytane niedawno.
Książka: Amerykańscy bogowie. Wciągnęła mnie i nie wypuściła przez tydzień, ma świetną wszech-mitologiczną tematykę, dziwaczną strukturę rozwoju akcji i przepiękny gaimanowy styl.
Serial: Orange Is The New Black, którym żyłam przez jakieś dwa miesiące, a teraz muszę cierpieć w oczekiwaniu na trzeci sezon. Ciągle nie mogę się zdecydować, która z postaci jest moją ulubioną, bo ten serial ma pięciokrotnie większy niż normalny przydział interesujących kreacji, a jakby tego było mało, scenarzyści co chwilę znajdują nowy sposób, żeby mnie zaskoczyć. A do końcowej punktacji +11 za najpiękniejszą czołówkę świata.
Komiks: Nieskończona miłość, którą do ciebie czuję i inne historie, przeczytany wczoraj cieniutki tomik krótkich, ale wymownych historyjek komiksowych, narysowanych ładną kreską,
z odpowiednią dawką czarnego humoru i interesującym podejściem do miłości i śmierci.

9. Gdybyś mogła słuchać do końca życia tylko jednej płyty, to co by to było?
Uhm. Potencjalne odpowiedzi chronologicznie: kiedyś powiedziałabym, że Tutaj jestem Turnaua, rok później, że Hail to the Thief Radiohead, potem może Fear Of The Dark Iron Maiden,  Kaczmarskiego - skrajnie - Między nami albo Wojna postu z karnawałem, ostatnio straszliwie mainstreamowo słucham często AM Arctic Monkeys i jeszcze mi się nie znudziło.
I ty mi, zły człowieku, każesz wybrać jedną. Niech będzie więc Między nami, no bo poważnie, słyszeliście tę płytę kiedyś?

10. Ociekający tłuszczem burger czy wegański, organiczny falafel?
A może być wegański burger? :3 (Gdańszczanom polecam: ul. Wajdeloty 25, vegeburger za 14 zł, szczęścia milion. [reklama niesponsorowana]) Z tych dwóch do wyboru lubię oba (zakładając, że burger oprócz tłustego mięsa ma też świeże warzywa i bułkę), ale jednak falafel, bo od dwóch miesięcy pewien sukinsyn obrzydza mi regularnie mięso.

11. Jaką jedną rzecz zmieniłabyś w życiu, gdybyś mogła?
Chciałabym mieć własną wolę. Kto mi kupi pod choinkę?


Moje pytania:
1. Ulubiona antropomorficzna personifikacja?
2. Pizza i serial czy piwo i planszówki?
3. Rolemodel z wybranego serialu.
4. Wolisz czarny humor czy gry słowne?
5. Ciastka?
6. Jaka jest twoja opinia na temat wykluczenia społecznego?
7. Jest jakiś komiks (webkomiks, seria), który byś mi polecił(a)?
8. Grasz kółkiem czy krzyżykiem?
9. Czy lubisz chociaż jednego polskiego twórcę publikującego na youtubie? Którego?
10. Jezioro czy morze? [zawsze mi się wydawało, że to dzieli ludzi prawie tak jak kawa/herbata]
11. Najbardziej badassowa postać mityczna?

Moje nominacje:
Nie jestem specjalnie kreatywna i oprócz blogowych gigantów polskiego światka czytuję głównie swoich znajomych, więc będzie się trochę powtarzało z zeszłego roku. Nominuję:
Eśkę, bo jeszcze nie zapomniałam tej wspaniałej frustracji po opublikowaniu tekstu na Potfforze.
Ginny, do absurdowego lub nie zrealizowania na Pamiętniku albo Dinozaurach.
Pondera, jeśli będzie mu się chciało cokolwiek opublikować na tym biednym Ponder Times.
Dorotę zaspamuję na asku, bo wiem, że tego chce (możesz podać dalej :P)
Dodatkowo z małymi szansami na odpowiedź:
Istotę dużomyślącą, bo jest chyba jedynym znanym mi blogiem, który się łapie pod zasady
(ale nie jestem pewna, czy autorka w ogóle jeszcze go prowadzi).
OlęDoliny Kulturalnej, choć wyraźnie też ma przerwę w blogowaniu (to zrozumiałe, jesień, fuj)
oraz <werble>
Tris Moszfajkę, najbardziej tajemniczą osobę, jaką zdarzyło mi się poznać przez blogi.

No to dzięki za zaproszenie do zabawy i czekam na ewentualne dobrowolne odpowiedzi. Żółw!



EDIT, bo te złe ludzie nie przestrzegają zasad i dostałam dodatkowe nominacje od Eśki i Ginny.

Pytania od Eśki
1. Przyznaj się, ile książek Katarzyny Michalak przeczytałaś i co cię do tego podkusiło.
Nie licząc analiz - jedną, Bezdomną, TO WSZYSTKO TWOJA WINA. Śmiałam się, płakałam, spamowałam, prawie umarłam, ale przynajmniej przez tydzień miałam co opowiadać znajomym :D
2. Ulubiony owoc. Odpowiedź uzasadnij.
Winogrona, bo są małe, słodkie i okrągłe jak cukierki, a nie tak trudne w obsłudze, jak np. liczi.
3. Najbardziej masochistyczna rzecz, jaką w życiu zrobiłaś.
^Bezdomna? Plus rozpętanie burzy dyskusji polityczno-społecznych w klasie. Niczego nie żałuję.
4. Jakie masz dowody na to, że Wokulski był gejem?
Miał uczucia, DUUUH.
5. Mieć czy być?
Lubię mieć różne nerdowe rzeczy, bo potem różne doroty cierpią na ich widok >:D
A co do bycia nie wiem, bo nie jestem, a chciałabym.

Szydełkowy Groot > tożsamość
6. Największe marnotrawstwo pieniędzy.
Podręczniki do fizyki złożone z obrazków.
7. Ulubiony zespół muzyczny. Jeden jedyny.
No jak zespół, to Iron Maiden.
8. Demotywatory czy kwejk?
Spędziłam więcej życia na demotywatorach, kiedy jeszcze nie były takie denne, a ja byłam młoda. Do dzisiaj przypominają mi się randomowo różne mądrości życiowe tam przeczytane, głównie te o związkach i prawdziwej naturze kobiet :P
9. Co ma sens?
Przyjaźnie!
10. Biedronka czy Lewiatan?
Biedronka, bo Lewiatan to dla mnie mityczne miejsce, gdzie są kostki piernikowe po siedemdziesiąt groszy, a resztę wydają w lizakach, natomiast w Biedronce bywam co najmniej raz w tygodniu (zwykle po ciastka i/lub wódkę).
11. Kim jest Moszfajka?
Nie mam. Zielonego. Pojęcia.

Pytania od Ginny
1. Gdybyś miała zwierzątko biedronkę, to dokąd zabrałabyś ją na wakacje?
Do Włoch, robiłabym jej piękne zdjęcia na tle Santa Maria Del Fiore i wstawiała je na fejsa.
2. Jesteś Agentem T.A.R.C.Z.Y. a) rozwiń skrót tej organizacji, b) czy umrzesz po dotknięciu Obelisku/Divinera, czy przeżyjesz? Uzasadnij.
a) Trochę Arogancko Robimy, Chowając ZebrY aletotalniemyzasłużyliśmynanienajbardziej
b) Przeżyję z powodu milionów prac domowych, które pomogłam odrobić
3. Gdybyś dostała na Święto Przesilenia Zimowego milion dodatkowych godzin czasu, tylko dla ciebie (takiego kieszonkowego w sensie, na sen, albo nadrabianie seriali/książek/komiksów/pracy magisterskiej), wykorzystałabyś go za jednym razem, czy używała po trochu.
Po trochu, bo czasem nawet dwa dni to za dużo czasu, żeby je tak spędzić. Społecznym żółwiem się zrobiłam ostatnio.
4. Świat Dysku spoczywa na grzbiecie czterech słoni, które stoją na skorupie wielkiego żółwia światów, A’Tuina, a ty masz za zadanie stworzyć nowy cykl powieści rozgrywający się na Dysku właśnie. O czym i o kim byłby ten cykl?
A czego to jeszcze Pratchett nie napisał... Połowę rzeczy, z którymi się identyfikuję, uosabia Tiffany, a pozostałe Om. Ale chętnie przeczytałabym coś więcej o obywatelach np. Imperium Agatejskiego, bo mimo wszystko większość głównych postaci ŚD pochodzi z Ankh-Morpork/Lancre i przydałoby się trochę więcej zróżnicowania. Imaginuję takiego młodego ambitnego Agatejczyka, który jest bardzo zdeterminowany, żeby zostać na przykład charakteryzatorem. Albo socjologiem. Czymś dziwnym.
5. Który gif z Dziewiątym Doktorem jest najcudowniejszy (możecie wybrać więcej niż jeden)?
Trochę mainstream, ale to po tej kwestii się zakochałam w DW:



6. Który ze swoich organów wewnętrznych lubisz najbardziej?
Trzustkę. Ma ładną nazwę, pozwala jeść słodycze i mogę ją tłumaczyć studentom medycyny :P
7. Jak ma/miał/będzie mieć na imię twój smok (dinozaur?) i jakiego gatunku jest/był/będzie?
Jak się dorobię, to będzie to królewski kolconosy z uniwersum Świata Dysku o imieniu Turkuć. Taki o:

By Paul Kidby
(mam to w książce, mogę piracić)
8. Jaką przetworzoną opowieść lubisz najbardziej (niekoniecznie jedną)?
Eeeee nie przychodzi mi do głowy nic poza Maleficent. Angelina <3
9. Kto wygrałby w pojedynku Doktor-Spock-Vetinari?
Doktor. Prawdopodobnie z użyciem mandarynki albo czegoś równie absurdalnego.
10. Gdybyś mogła wymyślić zwrotkę piosenki Tiary Przydziału, jakby ona brzmiała?
Opiewałaby wspaniałość wizji alternatywnego Hogwartu z mojego ulubionego ff.
11. Gdzie jest moja krówka?
Twoja krówka nie żyje, Rosjanie ją zjedli.

To by było na tyle. I żeby następnym razem nie było takiego odbijania piłeczki!


niedziela, 12 października 2014

Kiedy most pisze scenariusze

Mój most jest chory. I podstępny. W czasie dnia zachowuje się całkiem przyzwoicie, od czasu do czasu fundując mi jakiś odpał jak ten, dzisiejszy:

...ale generalnie jest grzeczny.
Za to w nocy bierze wszystko, co mi się zdarzyło w życiu/co obejrzałam/pomyślałam/wyobraziłam sobie/nawetniewiemskądtosięwzięło i miksuje w jaskrawą, popapraną papkę, zwaną też snami. Uwielbia przy tym drobne przejścia, na przykład zamianę basenu w plac zabaw, które sprawiają, że całość jest jeszcze bardziej surrealistyczna (i że mam ochotę poszukać interpretacji).
Bez dłuższych wstępów więc: post w odpowiedzi na pytanie zadane przez Ginny dawno temu, czy miewam dziwne sny.

Raz śnił mi się maleńki czarny smok, który był ukryty w tajnej kieszonce w moim portfelu, a podczas latania zamieniał się w zdalnie sterowany helikopter. Żeby go powstrzymać od czynienia zła, piekłam z Ponderem ciastka.

Moim ulubionym snem pozostaje ten z rytuałami pogrzebowymi. Śniło mi się, że moja przyjaciółka miała narzeczonego, który zginął na wojnie i z jakiegoś powodu jedyne, co po nim zostało - skórzaną kurtkę - przysłano do mnie. Po odebraniu przesyłki z grobową miną poszłam do mieszkania drugiej przyjaciółki, gdzie mieszkała trzecia przyjaciółka. Podeszłam do stojącego pośrodku przedpokoju wózka sklepowego i ze skupieniem wytrząsnęłam z kurtki wszystkie oliwki.

Innym razem siedziałam nad jeziorem na pikniku ze znajomymi. W rozmowie padło słowo "matematyka", na co z drugiego końca jeziora odezwało się straszliwie głośne gęganie. Ktoś mi wyjaśnił, że mieszkają tam magiczne gęsi, które zawsze tak reagują na wzmiankę o matematyce. Wstałam więc i poszłam je zobaczyć. Szłam drogą dla pieszych nad brzegiem jeziora, a odrobinę wyżej była autostrada pełna pędzących samochodów. Nagle napotkałam przeszkodę na ścieżce - wzdłuż niej był rozstawiony długi stół, który ewidentnie był Ostatnią Wieczerzą - siedzący pośrodku długowłosy gość zawzięcie perorował. Lekko zdziwiona, ominęłam zbiorowisko, przechodząc wąskim trawnikiem między ścieżką a autostradą i wkrótce zbliżyłam się do gęsi. Okazało się jednak, że to wcale nie są gęsi, a ochroniarze w żółtych kamizelkach.

Najgorszy koszmar ostatniego dziesięciolecia wyglądał tak:
Poszłam z rodziną do tajnej karaimskiej biblioteki (zostaliśmy wpuszczeni za przepustkami). Mimo że było mnóstwo książek, większość była strasznie nudna, jakieś zakurzone wydania religijnych głupot, ale po zagłębieniu się w regały znalazłam dział z literaturą młodzieżową. Tam znalazłam - alleluja! - nieznaną mi jeszcze książkę Jacqueline Wilson [przestałam czytać jej książki jakieś trzy lata przed snem]. Byłam pewna, że mi jej nie pożyczą, więc schowałam ją pod bluzą, żeby ukraść. Ale przy wyjściu mnie złapali! Wylądowałam w więzieniu, strasznym, ciemnym i ponurym, a w mojej celi stała wyłącznie rozwalona kanapa z wystającymi sprężynami. I byłam taka głodna. Obudziłam się przerażona.


Miewam też całkiem niezłe sny okolicznościowe. Ostatnio miałam jeden o studniówce, w którym nie pasowało mnóstwo elementów (w tym wuefista, który wpadł do damskiej toalety w trakcie mojej rozmowy z koleżanką, zaczął polerować kafelki i z nami gawędzić), ale całość jest niezrozumiała, jeśli się nie jest mną. Za to opiszę wam sen, który miałam przed ślubem swojego brata (niestety, nie proroczy):
Ślub odbywał się pod wodą. Odpowiednio ubrani państwo młodzi z hełmami nurków na głowach pływali w miejscu przed kapłanem i składali przysięgi - panna młoda śpiewała operowym głosem, a pan młody rapował [mój brat w życiu nie zarapowałby ani słowa].
Chwilę później znalazłam się w odosobnionym (też podwodnym) pokoiku z Idrisem Elbą i koniem z Szału, którzy próbowali mi wytłumaczyć, że mam jakąś misję ocalenia świata.

Ale najciekawsze są te sny, który były tak zryte, że nawet ich nie zapamiętuję. Na szczęście czasem od razu po pobudce opisuję je w wiadomościach do Pondera, przytaczam więc na deser trzy najlepsze, które dzisiaj znalazłam (pisownia i składnia oryginalna):

byłam w Stalowej Woli u Arsis i stamtąd miałam pojechać na ranczo do Rzeszowa
i potem pilotowałam samolot z twoją babcią jako drugim pilotem i prawie się rozbiłam, bo ona zasnęła, zamiast nawigować. a potem chyba wsiadłeś ze mną do tego samolotu i był jakiś wyścig albo coś. a potem my dwoje przypięliśmy się linkami i spuszczaliśmy się z takiej ogromnej skarpy. a potem sceneria się zupełnie zmieniła, byłam nagle u siebie w domu i miałam mieć lekcję chemii (bo z jakiegoś powodu lekcje chemii dla całej klasy odbywały się w moim pokoiku). i powiedziałam coś niegrzecznego do chemiczki, chyba o samolocie i jeszcze zwróciłam się per "ty" i była na mnie strasznie wściekła. to ja się położyłam spać, ale nagle siedziała obok mnie Olga i przypomniało mi się, że miała być lekcja, więc czemu ja się kładę. potem ona oglądała moją tapetę na telefonie i było tam zdjęcie mojej koleżanki z dzieciństwa, a potem nakrywałam do obiadu i w pokoju siedziała chemiczka taka obrażona.

miałam jakiś totalnie dziwny sen
obejmował kłótnię rodzinną w twojej obecności, mrocznego superherosa, jego latający wehikuł (bo jego mieszkanie wychodziło na kanion), jego lodówkę z jakimiś napojami energetycznymi, conversy jako warunek konieczny wsiąścia do wehikułu oraz nielegalne zrywanie śliwek
...a może to były trzy sny

śnił mi się Robert Downey Jr., który odkrył X-menów i chciał być jednym, ale nie mógł, więc zrobił sobie mnóstwo implantów i mechanizmów. poszłam z nim przed lekcjami, żeby kupił sobie okulary, a nagle on jest po tych wszystkich operacjach i rozmawia z jakąś pielęgniarką i ona nazywa go Robertem, a on wyciąga stalową mackę i prawie ją za to zabija
i później jeszcze miałam wizję jak podrywa dziewczynę w barze, głaszcząc ją po podbródku podobną macką, tylko miękką

A co wobec tego wszystkiego internet uważa, że powinnam zrobić?


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

PASTAAAA!

Pojechałam sobie do Włoch.






Włochy są ładne. Polecam.

Ale nie będę was zarzucać zdjęciami miejsc, bo jak słusznie mówi Arsis, w necie jest mnóstwo ładniejszych i bardziej profesjonalnych fotografii. Zamiast tego prezentuję zdjęcia cudów i dziwów. Kawałków absurdu rozsianych wśród pięknych budynków (po co komu tyle ładnych wieżyczek wtf)


Na początek: tandeta. Nie widziałam tylu okropnych pamiątek w jednym miejscu, odkąd...
no, od poprzedniej wizyty we Włoszech :"D
Na zdjęciu pamiątki z Werony. One tak stały. Przysięgam.

(to było pocieszające, że więcej widywałam tam Franciszka niż JP2)

Dla kontrastu estetycznego: szklana ośmiorniczka, która podbiła moje serce. Nie było mnie stać.


Takie ładne rzeczy robią w Wenecji ze szkła. Za to w Ravennie składają kamyczki.
I tak powstał - spotkany na ulicy - epicki sparklący tęczowy mozaikowy rowerek!


Włosi miewają też świetne pomysły na wystawy. Nie mam niestety zdjęcia manekina kobiety owiniętego w kołdrę jak w suknię (sklep z pościelą), ale udało mi się uwiecznić:

obracającą się baletnicę z porcelaną z Werony



mindfuckową drewnianą-skórzaną torbę z Wenecji


i śliczną wystawę słodyczy w Genui.



Żeby nie było wam za dobrze, koszmarogenna disneyowska karuzela:


No spójrzcie tylko w oczy Simby.

Ale chodząc po ulicach, ogląda się nie tylko wystawy (i, rzecz jasna, zabytki), ale też mury.
Tyle dużo fajnych graffiti :3






Jeszcze z kreatywnych ozdób przestrzeni publicznej: urocze ławeczki w parku w... Turynie?



Choć nagrodę za najciekawsze ławki i tak wygrywa Bolonia, która pośrodku dziedzińca swojego ratusza postawiła salonik Flinstonów:


Ławki te są wyposażone w: kamienny nóż, kamienny croissant, kamienną popielniczkę i... WiFi.


Ale i tak najbardziej zabił mnie ogród ze sztuką nowoczesną w Portofino.





Toż to prawie jakbym znalazła się w Muzeum Absurdu z mojego opka :"D Kolorowe surykatki i nosorożce to dla mnie ważne symbole mojego osobistego absurdu, a tu nagle oba w jednym miejscu <3


A na deser miły akcent, który może być też podpisem - logo mediolańskiego sklepu.


sobota, 21 czerwca 2014

To jestem babochłopem czy nie?

Jestem sobie zosia. Przez mniej więcej całą podstawówkę i gimnazjum byłam stereotypową szarą myszką, nawet ubrania miałam szare. Z grubsza rzecz biorąc, nikt na mnie nie zwracał uwagi, jeśli nie potrzebował akurat pracy domowej. A potem przyszło liceum i wiele rzeczy się zmieniło.
Na co dzień wyglądam jak menel. Radośnie biegam po ulicy w brudnych glanach, workowatym płaszczu, szerokich spodniach i bezkształtnej czapie. I dobrze mi z tym. Czasem jednak coś mi odbija i wyciągam z szafy kolorową sukienkę i wkładam koturny. I też mi z tym dobrze.
Czasem jestem cała na czarno, innym razem wkładam żółte okulary przeciwsłoneczne, turkusowy szalik i fioletowe spodnie. Raz przychodzę do szkoły jako metalówa, kiedy indziej mam spódniczkę i baleriny. Dorobiłam sobie do tego ideologię, że w ten sposób nie daję się zaszufladkować, ale nikt poza mną na takie wyjaśnienie nie wpadł.
Lubię wyglądać dziwnie. Ostatnio zaczęłam nosić melonik, koleżanki z klasy orzekły, że jest okropny. Trudno. Mnie się podoba, a w pociągu na Pyrkon był rozchwytywany prawie tak jak śrubokręt soniczny.
A, no i nie umiem w makijaż. Mam naturalny antytalent i jeśli uda mi się pomalować rzęsy, uważam to za sukces. Nie jestem więc szczególnie dziewczęca z wyglądu.
W kontaktach z chłopakami też nie. Kiedy gadam z kolegami, nie zachowuję się inaczej/sztuczniej niż w rozmowie z przyjaciółkami. Nie chichoczę, nie macham rzęsami, nie zgrywam słabej i bezbronnej, bo nie czuję się taką. Wydurniam się, szturcham ich, robię sprośne żarty. Ba, prowadzę z nimi dyskusje polityczne. Czy to znaczy, że jestem babochłopem?
Nie wiem. Ale lubię z nimi gadać i oni ze mną (chyba) też, a to mi wystarcza.

Postanowiłam poszukać odpowiedzi na tytułowe pytanie głębiej, znaczy w internecie.
[OSTRZEŻENIE] poniższy akapit zawiera bardzo złe rzeczy. Osoby o słabych nerwach uprzejmie proszę, żeby nie klikały w szare linki, prowadzą one do tekstów największego buca w Pols...
znaczy tego, najpopularniejszego polskiego blogera.

Kominek uważa, że nie jestem kobietą.


Cytat z ideału kobiety. Zabawne, nawet gdybym nie nosiła glanów, według Kominka nadaję się tylko do odstrzału np. dlatego, że nie używam drogich perfum.
Na coś takiego znajduję tylko jedną odpowiedź: pierdol się, Kominek. Nie masz absolutnie żadnego prawa dyktować kobietom, jak powinny wyglądać. Ani próbować sprawić, żeby czuły się źle ze sobą. Ani mówić facetom, z jakimi dziewczynami nie powinni spać. Ani twierdzić, że zdrada jest ok. Ani snuć obrzydliwych teorii o przyjaźni. Ani... Zasadniczo, jeśli ktoś w polskim internecie powinien się powiesić, to właśnie ty, Tomeczku. Zrobiłeś już dość złego.
I feel really bad about wishing someone's death, but damn, I fucking hate this jerk

Sara z Jak cudownie być kobietą mówi wprost, że jestem babochłopem (a za bycie feministką to już w ogóle mnie potępia).
Sarze mogę tylko współczuć dziwnego systemu wartości i zazdrościć pewności siebie, że zdoła zmienić wszystkie kobiety w "damy" i że może poprzez bloga nauczyć czytelniczki, jak, na przykład, chodzić. Tak się nie stanie, Saro. Przykro mi.

Buzzfeed powiedział mi, że powinnam być facetem. Z drugiej strony, ten test na gender był dość głupi i oparty na stereotypach (podejrzewam, że taki wynik był powodowany wybraniem matematyki, a nie sztuki i koncertu zamiast zakupów). Ale to przypomina mi o jeszcze jednym teście, który myślał, że jestem chłopcem - USG. Kiedy moja mama po raz pierwszy w życiu poszła zbadać płeć dziecka, powiedzieli jej, że będzie miała trzeciego chłopca. Nawet wymyśliła dla niego imię. Emil. Miałam się urodzić jako Emilek Pilecki, bo bohaterze bajki z JużCzytam, który nazywał się Emilek Piłeczka :"D

Za to Kiciputek sądzi, że nieistotna jest opinia o tobie znanych blogerów czy znajomych, bo najważniejsza jest aprobata mopsa. Kiciputek jest bardzo mądra.

Co jeszcze może wpływać na postrzeganie mnie jako babochłopa? Moje poglądy.
Jestem feministką. Dla wielu ludzi oznacza to z automatu, że jestem lesbijką, nienawidzę mężczyzn, mam jakieś chore żądania i w ogóle to czemu nie mam krótkich włosów. (Fun fact: może bym ścięła, ale nie chcę pozwolić, żeby mój chłopak miał dłuższe). Feministka przecież równa się babochłopowi.


To nieprawda. Nie uważam kobiet za lepsze od mężczyzn, uważam je za równe. Uważam, że powinny mieć takie same szanse na rozwijanie się. Dlatego cieszę się, że są ludzie, którzy zwracają uwagę na gender. Ale nie ma żadnej ideologii gender. Nie ma szalonych genderystów, którzy chcą na siłę ubierać chłopców w sukienki i w przedszkolu wmawiać im, że każdy ma prawo zmienić płeć, jeśli ma ochotę. Są tylko ludzie, którzy mają dość niesprawiedliwego odrzucania kogoś ze względu na płeć. I to działa w obie strony. Nie ma zawodów męskich i damskich. Dziewczynka też może zostać strażakiem, a chłopiec krawcem.


Lubię mężczyzn, choć raczej jednostki niż ogół. W ogóle jestem przeciwniczką ogółu.
Nie lubię generalizowania. Nie lubię stwierdzeń typu "Wszyscy mężczyźni są tacy sami", "Pedały śmierdzą", "Adwokaci nie mają sumienia" (© Katarzyna Michalak), "Zajebać wszystkich lewaków". This is fucking bullshit. Jeśli ktoś użyje w dyskusji ze mną takiego zdania, uznam, że nie ma sensu z nim rozmawiać, skoro nie potrafi znaleźć lepszego argumentu. Albo podejmę próbę oświecenia i powiem, że przecież w każdej grupie są jednostki głupie i mądre, szalone i rozsądne. Nie można sądzić iluś tam dziesiątek tysięcy ludzi na podstawie ubranego w różowe pióra geja, który tak razi twoje oczy, albo jednej walniętej feministki, która zaczepia ludzi na ulicy. To jakbym ja powiedziała, że w minionej dekadzie udokumentowano w Polsce sto przypadków ojców, którzy gwałcili swoje córki, wobec czego każdy dzieciaty Polak po czterdziestce to pedofil. Bzdura? Bzdura. Tak samo jak to, co ludzie wygadują o transseksualistach i Żydach.

Popieram LGBTQIA. Wydaje mi się całkiem naturalne i oczywiste, że każdy powinien mieć prawo do bycia sobą, do miłości i wolności wyboru (np. tego, czy chce wejść w związek małżeński). Co do tego ma ten drobny szczegół, że kocha się osobę tej samej płci? I czy tak naprawdę trudno zrozumieć, że osoby transseksualne nie robią sobie operacji, bo mają taki kaprys, tylko dlatego, że są ze swoim ciałem głęboko nieszczęśliwe? I czemu małżeństwa osób jednej płci to taki problem? Przecież gdyby wszyscy geje byli tymi rozwiązłymi, obleśnymi, pedofilskimi gwałcicielami, jak niektórzy lubią ich opisywać, to nie chcieliby zawierać związków na całe życie?

Nie zrażajcie się tytułem, to bardzo ładna piosenka jest. A niektóre jej fragmenty są prawdziwe także w znacznie szerszym kontekście:

But if the world stopped spinning tomorrow, we can't keep running away from who we are

Niektórzy ludzie hejcą mnie za moje poglądy. Nie rozumiem. Co jest takiego fajnego w nienawiści, że przeciętny prawak nienawidzi nie tylko LGBT, Żydów, imigrantów, ateistów, Arabów, feministek, ale jeszcze nienawidzi wszystkich, którzy ich nie nienawidzą?
Tu pojawia się problem. Bo moi drodzy, inteligentni koledzy, z którymi tak dobrze mi się rozmawia, na deklarację liberalnych poglądów reagują alergicznie. Jeden w rozmowie o podziale obowiązków domowych przywołuje z tyłka wzięty argument, że w takich małżeństwach jest mniej seksu. Drugi mówi, że legalizacja małżeństw homoseksualnych zniszczy tradycyjny model rodziny (a trzeci dodaje, że to będzie bardzo złe dla podatków o.O). Czwarty mówi, że Korwin jest dobry, bo od dawna trzyma się swoich poglądów (ciula tam, że mówi rzeczy w stylu "pedofil jest lepszy od edukacji seksualnej"). Piąty twierdzi, że lewaków takich jak ja należałoby wysłać do obozu koncentracyjnego. Szósty pyta, czy jestem dżęderem i czy mam siusiaka (no ha, ha, pewnie nikt na to wcześniej nie wpadł). Tylko jeden Andrzej ma poczucie humoru i zarzuca mi, że ideologia gender propaguje antykoncepcję u gejów.
A ja słucham tego wszystkiego i tylko mi śmiech z klątwą się na usta cisną.
...
no dobra, nie tylko. Rozpętuję wielogodzinne i wieloosobowe dyskusje :V

A tytułowe pytanie pozostaje bez odpowiedzi.
Nie odpowiada mi tradycyjna genderowa rola kobiety, choć czasem odnajduję się w sytuacjach stereotypowych, jak wzruszenie na filmie Disneya, zachwycanie się uroczym małym dzieckiem czy kupno kolejnej sukienki. Kijowy też ze mnie materiał na dobrą polską żonę, bo nie umiem gotować, średnio sobie radzę z utrzymaniem porządku i - DU DU DUUM - nie planuję sześciu bachorów. No i niespecjalnie mi się uśmiecha siedzenie cicho i robienie, co mi ojciec/mąż każe.
A jeśli ktoś rzuci we mnie argumentem o tradycyjnych wartościach rodzinnych (czy to w kontekście feminizmu, czy praw LGBT), to wyjaśnię mu dokładnie, jak doskonale sprawdzają się te piękne wartości w rodzinie mojej czy moich znajomych. Może dorzucę też statystyki na temat rozwodów i samotnych matek.
W kwestiach rodziny pozostając: tak, jestem też za in vitro i aborcją. Oba są kwestią osobistego wyboru, czy jest się gotowym na dziecko, czy nie. I są to decyzje bardzo indywidualne, bo czym innym jest ciąża wynikła z nocy w klubie, a czym innym ciąża z gwałtu. I nie, moje drogie państwo, to nie jest tak, że każda ciąża powinna być donoszona, że z powodu przyrostu naturalnego można skazać kobietę na dwadzieścia lat ciężkiej pracy nad dzieckiem, które codziennie będzie jej przypominało najgorszy, najbardziej traumatyczny moment jej życia - i które po paru latach spyta, gdzie jest jego tatuś.

Miało być o ciuchach, a zeszło na ważne rzeczy. To skończę jeszcze bardziej pretensjonalnie:
Nie staję się gorszą kobietą, kiedy ubieram się niekobieco. Nie staję się słabszym człowiekiem, kiedy ubieram się kobieco. Nie jestem mniej moralna, bo nie wierzę w Jezusa. Nie promuję rozpusty, walcząc o prawa LGBT. Nie jestem jebanym lewakiem, bo wierzę w równość. Nie jestem gorsza od białego heteroseksualnego katolika ani lepsza od czarnej biseksualistki.
Walczmy z dyskryminacją, ze stereotypami, z body shamingiem i bullyingiem. Żeby żyło się lepiej. Żeby jakiś arabsko wyglądający chłopiec nie lądował na przerwie w śmietniku, jak mój brat. Żeby otyła dziewczyna z klatki obok nie powiesiła się przez docinki kolegów. Żeby córka twojej kuzynki nie walczyła ze sobą przez dwadzieścia lat, czy powiedzieć matce, że jest lesbijką.

sobota, 7 czerwca 2014

Typowy Karaim

Dzień dobry. Dzisiaj będzie etnicznie.
Jak niektórzy z was mogą wiedzieć, jestem Karaimką.
[jeśli wiesz, kto zacz Karaim, możesz już przejść do obrazków]
Karaimi to mniejszość etniczna i religijna, tak bardzo nieliczna, że nazywana jest "najmniejszą mniejszością w Polsce". Generalnie ostatnimi laty część z pochodzeniem jest ważniejsza (bo też trudno chodzić co sobotę do kienesy, karaimskiej świątyni, skoro najbliższa jest w Wilnie), a i tak praktycznie jedyną celebracją tej odmienności jest wyjazd do Trok na coroczną szkołę języka karaimskiego (oznacza to w praktyce trochę nauki słówek, za to dużo: kibinów, pływania łódką po jeziorach i towarzystwa innych Karaimów).
O co chodzi?
Karaimi mają swoją religię (której prawie nikt nie wyznaje), język (którym prawie nikt nie mówi), kulturę, historię, tradycje, dużo genealogii, jakieś tam stroje i tańce, no i wspaniałą kuchnię.

Podobny obraz
Tradycyjne karaimskie danie - kibiny.

Skąd się wzięliśmy?
Bardzo w skrócie: początkowo Karaimów łączyła religia, opierająca się na założeniu, że każdy powinien sam czytać i interpretować Stary Testament i odrzuceniu innych świętych ksiąg,
z czasem zrobił się z tego narodek, potem Wielki Książę Litewski Witold stwierdził, że przydałoby mu się trochę ludzi nieprzekupionych przez okolicznych możnowładców, a że Karaimi potrafili do tego czytać i pisać, to sobie ściągnął z Krymu 600 rodzin karaimskich, osadził ich w Trokach, dał im polskie nazwiska, domy i ogródki (w których hodowali ogórki), a w zamian miał wierną gwardię. Wszystko było fajnie, ale w XX wieku działy się złe rzeczy i Karaimi się trochę rozpierzchli po świecie i aktualnie wymierają.
Ile nas jest?
W Polsce jest poniżej 200 osób pochodzenia karaimskiego, na Litwie trochę więcej, reszta świata (Rosja, Francja, Kanada i takie tam) też mało, raczej w dziesiątki niż w setki. I już teraz ogromna większość tej liczby to starzy ludzie, a widoków na powiększanie narodów nie ma - co bardzo złości niektóre starsze panie, no ale nie będziemy się przecież krzyżować jak bydło. Nie pomaga również fakt, że wszyscy Karaimi są mniej lub bardziej spokrewnieni. Tak że jak się patrzy na informacje o zgonach i narodzinach, to w ciągu roku jest średnio 15 zgonów i 3 narodziny
(i to dzieci, u których tylko jeden rodzic albo dziadek był Karaimem).
Co robimy, żeby tak całkiem o nas nie zapomnieli?
Kto ciekawy, to może sobie poczytać więcej tutaj: http://karaimi.org/
Pisałam kiedyś artykuł o "działalności polskiej młodzieżówki karaimskiej" :'D (poniżej 20 osób w "młodzieżowym" wieku), więc wiem: jeździmy na szkoły języka, pieczemy kibiny, robimy wystawy, piszemy do gazety, parę moich kuzynów ma nawet karaimski zespół z mnóstwem sukcesów. I opowiadamy, jak jest okazja, jak zapraszają do Berlina na konferencję o mniejszościach; jak każą zrobić prezentację o mniejszości etnicznej; jak ktoś spyta. Streszczałam powyższe informacje niezliczoną ilość razy, czasem nawet księżom uczącym w szkole. Reakcje są różne: z jakiegoś powodu każda osoba, która usłyszy nazwę narodowości, odczuwa bardzo silną potrzebę zażartowania na temat Karaibów. Raz jednak była odmiana - po tym, jak kolega wyraził swoje całkowicie bzdurne przekonanie, że jestem nacjonalistką, Agata wymyśliła piękne hasło "stop karaimizacji erłopy!"

A teraz, w ramach promowania karaimizmu, podjęłam się szlachetnej misji przerobienia tego całego kulturowego dziedzictwa na głupie obrazki z podpisami.
Pomysł mema powstał w głowie Eśki, teksty konkretnych obrazków wymyślałyśmy wspólnie podczas mojego pobytu w Bananku, leżąc na kanapach i wsuwając owoce w czekoladzie. Modelką do mema została ostatecznie lalka w tradycyjnym karaimskim stroju. Przywitajcie się.


Hope you'll enjoy ;)