poniedziałek, 19 maja 2014

Bo tak bardzo pragnę miłości (jak m)

Agata podrzuciła mi dzisiaj link do wspaniałego konkursu Biedronki
I te ogórki w tle, jak mogłam się oprzeć?
Aby wygrać wymarzoną nagrodę, czyli występ w M jak Miłość, należało odpowiedzieć na proste pytanie: za co kochasz seriale? Niestety, poniosła mnie wena i rozpisałam się bardzo, a dopiero później ogarnęłam, że to miało być w SMSie. No cóż, nie będę się rujnować na kilkadziesiąt esemesów, więc łapcie moją odpowiedź chociaż tutaj ^^
...i blogger tego nie obsługuje, ale zwróćcie uwagę, że w pierwotnym zamyśle każde "Kocham seriale, bo" było Comic Sansem. Muahahaha!


Dlaczego kocham seriale?
Drogie jury oceniające zgłoszenia, jako że pojęcie "serial" jest szerokie, postanowiłam odpowiedzieć na wasze pytanie z użyciem kilku przykładów spośród moich ulubionych. Niestety nie są one polskie, ale część pochodzi z Wielkiej Brytanii, a wszyscy wiedzą, że ten kraj już prawie całkiem opanowali Polacy.
Kocham seriale, bo uczą mnie pożytecznych postaw życiowych. Np. współczesna adaptacja prozy Doyle'a pokazała mi, że nie należy okazywać uczuć, a bycie chamem i egoistą jest akceptowalne, jeśli jednocześnie jest się bystrym i ma się ładne kości policzkowe.
Z kolei najdłuższy serial sci-fi w historii dostarczył mi wielu godzin rozrywki (zawaliłam przez niego tylko parę semestrów) i zawdzięczam mu zdrowy paniczny lęk przed maskami gazowymi, kamiennymi aniołami, ludźmi przebranymi za św. Mikołajów, solniczkami oraz manekinami sklepowymi.
Kocham seriale, bo uczą mnie sprawiedliwości. Przykład pewnej postaci (z serialu, który został zupełnie nieuzasadnienie anulowany, wpędzając rzesze fanów w smutek), wpoił mi ważną zasadę, że możesz być uczciwym człowiekiem, który jest wierny przyjaciołom, nie ma sobie równych w swoim zawodzie, kocha swoją żonę i potrafi wyjść z każdych tarapatów, a i tak na końcu jakieś [za przeproszeniem] chuje cię [za przeproszeniem] zajebią.
Kocham seriale, bo dzięki nim wiem, jak funkcjonuje społeczeństwo. Na przykład taki brytyjsko-szkocki serial w ośmiu odcinkach, z kościołem w nazwie, przekazał mi lekcję na całe życie: nikomu nie wolno ufać, wszyscy ukrywają jakieś grzechy.
Kocham seriale, bo dostarczają mi wielu inspiracji i pomysłów na ciekawe życie. Na przykład wtedy, kiedy w pierwszym odcinku mini-serialu kryminalnego o poszukiwaniu komiksu była scena tortur na ludzkich oczach. Użycie soli i mielonej papryki już zrobiło na mnie wrażenie, ale wydłubywanie oka łyżeczką i późniejszy wygląd ofiary przekonały mnie, co chcę robić w życiu.
Kocham seriale, bo rozwijają we mnie poczucie humoru. Nic nie wpływa na dowcip tak dobrze, jak niezrozumiałe, makabryczne żarciki, jakie popełnia seryjny morderca i kanibal, podając gościom jedzenie zrobione z ich przyjaciół. Wybucham śmiechem za każdym razem!
Kocham seriale, bo pomagają mi oderwać się od rzeczywistości. Kiedy obowiązki szkolne dają mi w kość i nie mogę już słuchać głosu mojego ojca, włączam genialny serial osadzony w czasach średniowiecza, który natychmiast dostarcza mi dziennej dawki spisków, krwi, kazirodztwa, zbrodni politycznych, cycków, agresywnych zwierząt i ludzi, a czasem nawet ojcobójstwa. Siedzę wtedy przed ekranem i marzę, że sama kiedyś taka będę - zwłaszcza w kwestii ostatniego punktu.
Mam nadzieję, że szanowne jury doceni moje szczere wynurzenia i da mi szansę wystąpienia
w najlepszym polskim serialu. Miałabym tylko jedną drobną prośbę: mogłabym dostać nóż?

sobota, 3 maja 2014

Kwarki i neologizmy

Jak niektórzy z was mogą wiedzieć, od lat biorę udział w Zdolnych z Pomorza. Ten projekt dał mi wiele dobrego (np. glany, pluszowego dziobaka i mnóstwo ciastek zjedzonych na uniwersytecie), ale niestety wymaga też chodzenia na zajęcia z fizyki. Zazwyczaj jest fajnie, choć steżenie matfizowego humoru może zabić.

Tak, te glany stoją na gazetce Mennicy Papieskiej.
Możecie to uznać za mój komentarz nt. kandyzacji :P
Kilka tygodni temu zaczęliśmy przerabiać jakieś totalnie abstrakcyjne rzeczy, kwarki, cząstki utworzone z kwarków, kolory tych cząstek, ich dziwność... (najlepsza wartość fizyczna ever) Zadanie, które się działo na tablicy, podsumowałam (prawdziwie!) słowami:
Mieszasz π i proton, jaki wyjdzie kolor?

W pewnym momencie zaczęłam zapisywać nazwy typów cząstek: bozon, mezon, gluon itp. Uderzyło mnie, że słowa "John Watson" brzmią jak one. I "Pani Hudson" też. Później przypomniał mi się Eccleston. Później napisałam jeszcze parę słów. Wciągnęłam Piłata, inni się przyłączyli. W rezultacie zabazgraliśmy całą kartkę losowymi słowami, które przyszły nam do głowy i kończyły się na "-on", a nawet, o zgrozo, bawiliśmy się w słowotwórstwo.

 
Słowa, które powinny być nazwami cząstek:


Pluton przyszedł mi do głowy z powodu tumblrowego ruchu "Viva la Pluto! - klik i klik



Chciałabym też uhonorować naszego klasowego polonistę, Andrzeja, który spytany o słowo kończące się na "-on", bez namysłu wypalił: rododendron!

I jeszcze jedno: zapisałam na tej kartce kilkadziesiąt słów, ale nie przyszedł mi do głowy Pyrkon, na który wybierałam się w ciągu tygodnia. Na szczęście pomyślał o nim kolega z grupy, o którym nie miałam pojęcia, że też jedzie (a to nawet nie ten sam, co ma lądowanie TARDIS na dźwięk smsa). Nerdy są wśród nas <3

 Nazwy cząstek, które powinny być słowami:


Godny uwagi jest złon - cząstka zła. Prawa autorskie należą do Piłata, ale mnie poniosła fantazja i stworzyłam artystyczną interpretację (o dziwo nie w Paintcie ^^)




Natomiast słowo mileyjackson stanowi hołd oddany człowiekowi, który na pewnej imprezie był tak pijany, że powiedział "Miley Jackson" zamiast "Bob Marley".


I ostatnie już wyróżnienie w tej kategorii otrzymuje... fonetycznie zapisane hasło z Sherlocka.