niedziela, 12 października 2014

Kiedy most pisze scenariusze

Mój most jest chory. I podstępny. W czasie dnia zachowuje się całkiem przyzwoicie, od czasu do czasu fundując mi jakiś odpał jak ten, dzisiejszy:

...ale generalnie jest grzeczny.
Za to w nocy bierze wszystko, co mi się zdarzyło w życiu/co obejrzałam/pomyślałam/wyobraziłam sobie/nawetniewiemskądtosięwzięło i miksuje w jaskrawą, popapraną papkę, zwaną też snami. Uwielbia przy tym drobne przejścia, na przykład zamianę basenu w plac zabaw, które sprawiają, że całość jest jeszcze bardziej surrealistyczna (i że mam ochotę poszukać interpretacji).
Bez dłuższych wstępów więc: post w odpowiedzi na pytanie zadane przez Ginny dawno temu, czy miewam dziwne sny.

Raz śnił mi się maleńki czarny smok, który był ukryty w tajnej kieszonce w moim portfelu, a podczas latania zamieniał się w zdalnie sterowany helikopter. Żeby go powstrzymać od czynienia zła, piekłam z Ponderem ciastka.

Moim ulubionym snem pozostaje ten z rytuałami pogrzebowymi. Śniło mi się, że moja przyjaciółka miała narzeczonego, który zginął na wojnie i z jakiegoś powodu jedyne, co po nim zostało - skórzaną kurtkę - przysłano do mnie. Po odebraniu przesyłki z grobową miną poszłam do mieszkania drugiej przyjaciółki, gdzie mieszkała trzecia przyjaciółka. Podeszłam do stojącego pośrodku przedpokoju wózka sklepowego i ze skupieniem wytrząsnęłam z kurtki wszystkie oliwki.

Innym razem siedziałam nad jeziorem na pikniku ze znajomymi. W rozmowie padło słowo "matematyka", na co z drugiego końca jeziora odezwało się straszliwie głośne gęganie. Ktoś mi wyjaśnił, że mieszkają tam magiczne gęsi, które zawsze tak reagują na wzmiankę o matematyce. Wstałam więc i poszłam je zobaczyć. Szłam drogą dla pieszych nad brzegiem jeziora, a odrobinę wyżej była autostrada pełna pędzących samochodów. Nagle napotkałam przeszkodę na ścieżce - wzdłuż niej był rozstawiony długi stół, który ewidentnie był Ostatnią Wieczerzą - siedzący pośrodku długowłosy gość zawzięcie perorował. Lekko zdziwiona, ominęłam zbiorowisko, przechodząc wąskim trawnikiem między ścieżką a autostradą i wkrótce zbliżyłam się do gęsi. Okazało się jednak, że to wcale nie są gęsi, a ochroniarze w żółtych kamizelkach.

Najgorszy koszmar ostatniego dziesięciolecia wyglądał tak:
Poszłam z rodziną do tajnej karaimskiej biblioteki (zostaliśmy wpuszczeni za przepustkami). Mimo że było mnóstwo książek, większość była strasznie nudna, jakieś zakurzone wydania religijnych głupot, ale po zagłębieniu się w regały znalazłam dział z literaturą młodzieżową. Tam znalazłam - alleluja! - nieznaną mi jeszcze książkę Jacqueline Wilson [przestałam czytać jej książki jakieś trzy lata przed snem]. Byłam pewna, że mi jej nie pożyczą, więc schowałam ją pod bluzą, żeby ukraść. Ale przy wyjściu mnie złapali! Wylądowałam w więzieniu, strasznym, ciemnym i ponurym, a w mojej celi stała wyłącznie rozwalona kanapa z wystającymi sprężynami. I byłam taka głodna. Obudziłam się przerażona.


Miewam też całkiem niezłe sny okolicznościowe. Ostatnio miałam jeden o studniówce, w którym nie pasowało mnóstwo elementów (w tym wuefista, który wpadł do damskiej toalety w trakcie mojej rozmowy z koleżanką, zaczął polerować kafelki i z nami gawędzić), ale całość jest niezrozumiała, jeśli się nie jest mną. Za to opiszę wam sen, który miałam przed ślubem swojego brata (niestety, nie proroczy):
Ślub odbywał się pod wodą. Odpowiednio ubrani państwo młodzi z hełmami nurków na głowach pływali w miejscu przed kapłanem i składali przysięgi - panna młoda śpiewała operowym głosem, a pan młody rapował [mój brat w życiu nie zarapowałby ani słowa].
Chwilę później znalazłam się w odosobnionym (też podwodnym) pokoiku z Idrisem Elbą i koniem z Szału, którzy próbowali mi wytłumaczyć, że mam jakąś misję ocalenia świata.

Ale najciekawsze są te sny, który były tak zryte, że nawet ich nie zapamiętuję. Na szczęście czasem od razu po pobudce opisuję je w wiadomościach do Pondera, przytaczam więc na deser trzy najlepsze, które dzisiaj znalazłam (pisownia i składnia oryginalna):

byłam w Stalowej Woli u Arsis i stamtąd miałam pojechać na ranczo do Rzeszowa
i potem pilotowałam samolot z twoją babcią jako drugim pilotem i prawie się rozbiłam, bo ona zasnęła, zamiast nawigować. a potem chyba wsiadłeś ze mną do tego samolotu i był jakiś wyścig albo coś. a potem my dwoje przypięliśmy się linkami i spuszczaliśmy się z takiej ogromnej skarpy. a potem sceneria się zupełnie zmieniła, byłam nagle u siebie w domu i miałam mieć lekcję chemii (bo z jakiegoś powodu lekcje chemii dla całej klasy odbywały się w moim pokoiku). i powiedziałam coś niegrzecznego do chemiczki, chyba o samolocie i jeszcze zwróciłam się per "ty" i była na mnie strasznie wściekła. to ja się położyłam spać, ale nagle siedziała obok mnie Olga i przypomniało mi się, że miała być lekcja, więc czemu ja się kładę. potem ona oglądała moją tapetę na telefonie i było tam zdjęcie mojej koleżanki z dzieciństwa, a potem nakrywałam do obiadu i w pokoju siedziała chemiczka taka obrażona.

miałam jakiś totalnie dziwny sen
obejmował kłótnię rodzinną w twojej obecności, mrocznego superherosa, jego latający wehikuł (bo jego mieszkanie wychodziło na kanion), jego lodówkę z jakimiś napojami energetycznymi, conversy jako warunek konieczny wsiąścia do wehikułu oraz nielegalne zrywanie śliwek
...a może to były trzy sny

śnił mi się Robert Downey Jr., który odkrył X-menów i chciał być jednym, ale nie mógł, więc zrobił sobie mnóstwo implantów i mechanizmów. poszłam z nim przed lekcjami, żeby kupił sobie okulary, a nagle on jest po tych wszystkich operacjach i rozmawia z jakąś pielęgniarką i ona nazywa go Robertem, a on wyciąga stalową mackę i prawie ją za to zabija
i później jeszcze miałam wizję jak podrywa dziewczynę w barze, głaszcząc ją po podbródku podobną macką, tylko miękką

A co wobec tego wszystkiego internet uważa, że powinnam zrobić?