wtorek, 21 stycznia 2014

Zagadka życia

Zastanawia mnie od dłuższego czasu, dlaczego ludzie lubią identyfikować się ze zwierzętami. Czy to obsesyjnie je zbierać, czynić je swoim symbolem, przywoływać w każdej dyskusji, czy też poświęcać im cały swój czas wolny.
Że jestem żółwiem, to wszyscy wiecie. Ale jakby rozejrzeć się po moich znajomych... Arsis jest jeleniem, Ponder odkrył w sobie traszkę, Ginny ma swojego Pana Tygryska, Betty - ślimaki, Eśka twierdzi, że wychowały ją margaje. Z "realnych" przyjaźni: Ela jest koniarą, Halszka kociarą, a po szkolnych korytarzach grasuję w towarzystwie Rosomaka, Lamy i Wiewiórki.
Ale to jeszcze nic! Wchodzę do internetu, a tam się okazuje, że Matt Smith to pijana żyrafa, a Freeman i Cumberbatch...

I już nigdy nie będziesz oglądać Sherlocka bez skojarzeń.
Nasuwa mi się taki wniosek: wynika to z potrzeby posiadania dajmona, których niestety poskąpiło nam nasze uniwersum. Czyż nie byłoby cudownie mieć nieodłącznego zwierzęcego towarzysza, który myśli tak jak ty? Który ucieleśnia twoje cechy, pokazując wszem i wobec, że jesteś sprytny, powolny albo parzystokopytny?

<odchodzi, nucąc pod nosem: >
Wszyscyśmy z dzieł Pullmana, to tylko kwestia światła...

1 komentarz:

  1. No Pan Tygrysek to raczej nie jest taki jak my. My nie mamy uwielbienia do wnętrzności (nikt nic tu nie mówi o Hannibalu, shh... xD). Poza tym mamy jeszcze żyrafa i słoniopodobne, a smok (niewidzialny potwór spod łóżka) też się chyba jako zwierzę liczy, więc to więcej niż jedno zwierzę na człowieka. I żadnego z nich nie nazwalibyśmy dajmonem, ponieważ nie ma czegoś takiego jak dusza (tako rzecze nasz pragmatyczny ateizm), a co za tym idzie, nie może też być jej odprysków. QED. Ale samo zastanowienie się nad tym dlaczego tyle ich, to zdecydowanie dobra koncepcja, bo rzeczywiście coś jest na rzeczy ;)
    Gin&PT

    OdpowiedzUsuń